Rano okazuje się, że mamy zepsute światła marszowe (dobrze sprawdzić przed nocnym przelotem :). Telefony do armatora skutkują, ale stratą czasu, pomimo jego dobrych chęci. Jak to mówią, dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane, więc zezłoszczeni zabieramy się z Rafałem do roboty. Tu przykręcimy, tam odkręcimy, to przetniemy, tam skręcimy, stąd ukradniemy żarówkę i...działają! Jak to mówią Polak potrafi.
Z dziennika:
0930 Naprawiono prowizorycznie światła marszowe.
1425 Uruchomiono silnik.
1730 Grot i gienia w górę.
1845 Odstawiono silnik.
2115 Zapalono światła.
2300 Pozycja GPS 35 50 N 024 28 E.
Jesteśmy na morzu. W nocy. Jak mówią dziewczyny, teraz wynurzą się wielkie potwory z czarnego o tej porze morza i nas pożrą...
Ale oprócz dużego i jasno oświetlonego promu nie mijaliśmy żadnego potwora. To znaczy - żaden się nam nie objawił. Może mijaliśmy inne :) Prom chyba płynął do Retimno, tak z kursu wyglądało. Wieje przyzwoicie, nie za mocno, nie za słabo, buja w sam raz. Po prostu ślicznie :)