Z dziennika:
0900 Odejście z Loutra.
2030 Cumujemy rufą w marinie Kalamaki.
Jakieś pół godziny przed główkami mariny zobaczyliśmy motorówkę na sygnałach, dość żwawo płynącą w naszą stronę. Mając oko na nich płyniemy sobie dalej spokojnie. Nagle z zaskoczeniem widzimy, że goście robią zmianę kursu i płyną do nas! Ki diabeł? Co może od nas chcieć policja morska? Coś tam do nas krzyczą, ale nie da się rozróżnić nawet języka. Podpływają, dalej na sygnałach, podpływają... w końcu okazuje się, że to angielski. My już oczywiście mamy lekko podniesioną adrenalinę :) No i okazuje się, że pan w mundurze pyta, czy nie widzieliśmy dużego drewnianego bala w wodzie, bo jego kolega, który siedzi obok zgubił...Nie, nie widzieliśmy, przykro nam. Bal albo musiał być bardzo duży, albo zabytkowy...:):)
W marinie chcemy się zabawić w ostatni wieczór. Na dyskotekę, pomimo wielu argumentów, w tym finansowych, nas nie wpuszczają. Jest zamknięta i tylko za rekomendacją można tam było wejść. Natomiast pod dyskoteką, w lasku oliwkowym, stoi sporo panienek. Nie natnijcie się po pijaku, bo to transy. Na trzeźwo widać, co i jak :) Nasze dziewczyny zbulwersowane.