Wysiadamy na dworcu w Encarnacion. Jest niedaleko od placu centralnego miasta. Od razu widać różnicę w stosunku do Brazylii. Jest taniej, ruchliwiej, głośniej.
Wymieniam $10 na dworcu, muszę kupić fajki i chciałem mieć pieniądze na taryfę - gdybyśmy jechali do Hotelu de la Costa. Mocno pada deszcz, ale szybko zmienia się w ciepłą mżawkę. Kantoru nie ma. Za to konika łatwo poznać, bo nosi dużą skórzaną torbę - jak polski konduktor. Kurs jest 1 = 4400, czyli o 100 guarani gorszy, niż w CdE.
Decydujemy się jednak na Hotel Germano, przylega do dworca. To dobry wybór, 2x50000 guarani za dwie osoby, z własną łazienką, wiatrakiem, klimatyzacją. Wifi w pobliżu recepcji. Bardzo przyzwoity hotel, prowadzony przez rodzinę trzypokoleniową: najmłodsze pokolenie pierze i szyje, środkowe obsługuje recepcję i administrację, a najstarsze włóczy się z mate w ręce i ma oko na wszystko :-)
Idziemy wieczorem do Super Seis - to market, cztery ulice dalej. Jemy na kilo - pełen wypas, plus litr piwa i fajki za G74k, czyli nasze 50 złotych. Potem drobne zakupy i do spania.