Rano Gabiśka daje mi jajecznicę (bez soli! - ryzykuje rozwód) do łóżeczka. Moje kochanie poszło do sklepu specjalnie po jajka, cebulę i pomidory. Ja mam jednak chyba dzień regeneracyjny. Wstaję po 15-ej. Jedziemy do zoo na Plaza Italia. Zoo jest bardzo fajne, miedzy innymi tuki tuki (czyli tukany) i quati quati (czyli ostronosy) :-)
Po zoo jedziemy na av. Cordoba obczaić biuro Buquebusa (firma od promów do Urugwaju). Naszej visy nie lubią w sześciu bankach pod rząd i zaczyna nas to złościć.
Gość chce mnie okraść w metrze na schodach, ale szybki orient go przekonuje, ze nie należy rabować dużych facetów he he he :-)
Wracając z buta do domu Gabi chce zrobić zakupy u Chińczyka. Przy kasie skośny za kaucje za butelkę od piwa chce kłapnąć aż 3 peso!
Gabi się wkurza i pokazuje mu międzynarodowy gest "chyba jesteś mądry!" i po kwadransie przynosi mu z hotelu dwie puste butle po piwie z informacją, że chcemy za nie 6 pesos. Mina skośnego rzednie i mówi, że butelka po Coronie nie jest na wymianę he he :-) Jutro Gabi przyniesie mu trzy inne duże butle, zobaczymy jego minę - co za frajda!
Powoli do spania...jutro długi dzień.