Geoblog.pl    tommer    Podróże    Brazylia, Paragwaj, Argentyna, Urugwaj, Brazylia - w koło Maciusiu :-)    W drodze do Buenos Aires
Zwiń mapę
2011
20
sty

W drodze do Buenos Aires

 
Argentyna
Argentyna, Posadas
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11805 km
 
Rano pakujemy żółwie (plecaki). Sprawdzamy maile, przyszła odmowa rezerwacji z Milhouse Hostel (w Buenos Aires). Robimy rezerwacje w dwóch innych hotelach, ale nie wiemy, czy są miejsca. Kupujemy termos do terere, jemy przy dworcu, boczek jest do dupy, kiełbasa zjadliwa. Nie trzeba było szukać nowej knajpy, tylko iść do sprawdzonej.

Wsiadamy do autobusu do Argentyny. Na przejściu paragwajskim podbijam paszporty w okienku dla tirów, bo do innych jest kolejka. Podoba mi się podejście na granicach w Ameryce Południowej - generalnie nie ma żadnego problemu, a nakazy są powiedzmy "informacyjne".

Łapiemy na ziemi niczyjej autobus innej firmy i nas zabiera gratisowo przez most. Prana jest szeroko rozlana, nie ma w Polsce takiej rzeki. Na moście jest chodnik, tory i dwa pasy dla aut.

Na przejściu argentyńskim lasia ze straży granicznej, po wbiciu stempla do paszportu, na moje "hasta" odpowiada "ciao guerillo!" - fajnie :-)
Celnicy nas nie puszczają, baba chce rozpakować cały plecak Gabi na stole stojącym na ulicy, ale caballero celnik rusza tyłek i prowadzi nas do "kajmana" (Heimanna). Wpycha nas bez kolejki, wszystko ok i ciao. Łapiemy trzeciego busa, też na ten sam bilet i wysiadamy na terminalu autobusowym w Posadas.

Bilety semicama do Buenos Aires po A283, duuużo drożej niż podaje LP, ale ponieważ we wszystkich firmach jest tak samo, no to kupujemy. Niestety autobus do San Ignacio Mini (kolejna redukcja jezuicka, którą chciałem zwiedzić) jest dopiero o 16-ej, co oznacza, że tam nie pojedziemy :-( Mamy więc 7h czasu do zabicia. W przechowalni bagaży też kroją, LP podaje, że A2 za bagaż, a nas kasują A10. Trudno, welcome to...

Visa trzy razy nie przeszła przy zakupie biletów do Buenos, nie z naszej winy, żartowałem do myszy sprzedającej "cinqo minutos diez pesos menos!". W końcu wyciągamy A1000 w bankomacie przy supermarkecie, obok dworca.

Gabi robi pierwszą naszą terere. Spoko, ziołami daje bardzo, ale na szczęście jest bardzo zimne, więc dobrze gasi pragnienie. Naprawdę po tym nie chce się pić i całkiem spoko ożywia :-). A o ile zdrowsze od coli! Wspólnie chrzcimy nasz termos do terere mianem "psa" i od tej pory tak go będziemy nazywać, bo nam towarzyszy jak pies.

Jedziemy do centrum miasta empekiem, parę minut na rynku, dostajemy ulotki przeciwko tamie Garabi (ma być podobna do tamy Itaipu i ma zalać starą połowę Encarnacion i chyba trochę Posadas, skoro tu dają te ulotki). Przy rynku duży różowy budynek miejski, dwa pomniki i fontanna. Zaczyna padać, idziemy do El Viejo Pinor.

Gabi bierze menu del dia, ja 1l cerveja artesanale, o nazwie jak się okazuje egzotycznej, bo "Baltica". Pewnie je Maras Mazur robi w domu i po cichu eksportuje do Argentyny... ;-) Domawiamy 1l i bife de chorizo con huevo frito i jeszcze coś tam coś tam.

Trochę śpię na ławce, budzi mnie jakiś klakson. Gabi ogląda pojedynek tenisowy Del Piero z Bagdadisem (Australian Open) w EVP. Potem męczymy się 13h w autobusie do Buenos Aires, dali przyzwoite 3 empanadas na głowę i oczywiście colę i wodę. Dużo policji po trasie, jedna kontrola z wchodzeniem i patrzeniem na pasażerów i ich dokumenty.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (12)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
tommer
Tomek Meroń
zwiedził 21.5% świata (43 państwa)
Zasoby: 312 wpisów312 77 komentarzy77 2335 zdjęć2335 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
02.10.2015 - 05.10.2015
 
 
28.11.2014 - 05.12.2015
 
 
04.06.2014 - 07.06.2014