Po zwiedzeniu misji w Trynidadzie, wybieramy się zwiedzić drugą, tj. Jesus. Idziemy z buta na drugą stronę drogi Ruta 6 - to jest ta z Ciudad del Este do Encarnacion. Gabi dociska w negocjacjach taksówkarza do ściany i jedziemy za G10, ale w końcu dajemy mu G15, bo mi głupio i Gabi chyba też.
Druga misja jest lepiej zachowana, czy też bardziej odrestaurowana, ale nam się mniej podoba.
Po zwiedzaniu czekamy na umówione taxi, na razie spóźnia się tylko kwadrans, spoko - manana :-)
Zabiera nas złapany na stopa Christian, jeździ Nissanem Navarą, nie ma prawej ręki od łokcia, ale sprawnie mu idzie prowadzenie, pomimo, iż ma w aucie manualną skrzynię biegów. Po drodze machamy do taksówki, która po nas jedzie, nie wiem, czy nas widział.
Jedziemy z Christianem, aż do Encarnacion. Jego dziadek był Niemcem, Christian pracuje jako technik rolniczy dla japońskiego koncernu w Paragwaju - globalizm. Ma dwie fajne córki, pokazuje zdjęcia, Valentina 4 latka i Migueal 2 latka. W Encarnacion okazuje się, że żonę też ma fajną :-) Podrzuca nas pod hotel, kupujemy mu litrowe piwo, wykręca się, ale w końcu przyjmuje.
Kąpiel, maile i idziemy na pizzę do Cuarajhy, obok S6. Ja biorę pizzę "Encarnacion" G38. Gabi jakąś tam bez jajka (bo do hawajskiej, którą chciała, nie mieli ananasów). Do tego mamy dwie brahmy w kubełkach z lodem.
Po kolacji zakupy w S6, między innymi rurka do terere i idziemy spać.