Jestem już zmęczony. Plany się zmieniły na wieczór i muszę się spieszyć do Krakowa. Nigdy tak wcześnie nie wracałem z gór. Zamiast wracać na piechotę przez Boczań albo Doliną Jaworzynki odkręcam w lewo na Kasprowy. Wjeżdżam za 10 złotych krzesełkiem na Kasprowy, kupuję za 24 złote bilet na najbliższy wagonik do Kuźnic. Trochę dziwnie wyglądam, bo jestem nie tyle zaśnieżony, co pokryty zamarzniętymi krzaczkami śniegolodu - łącznie z uchwytami okularów. A dookoła lans :)...
W Kuźnicach busik do Ronda za 3 złote, grzeję auto i ściągam z siebie: kurtkę, spodnie przeciwwiatrowe, buty i skarpetki. Zamieniłem się w bosonogiego gościa w dresie z trzema paskami i w BMW :):) 32 stopnie z nawiewu na nogi i ustawiam się do korka w stronę Krakowa. Od Lubonia, na dwupasmówce, przełączam pedał gazu na pozycję "ON", bo wcześniej się nie dało. Zostawiam z tyłu Audi Q7 i Nissana Murano - trochę się opierali. Inni uznali mnie wcześniej za wariata. Dojeżdżam do domu i z trudem wchodzę po schodach. Fajnie było. Zimno było - zamarzł GPS i aparat. Jestem zmęczony, ale szczęśliwy. Jutro do pracy.