Lądujemy.
Kolejka dla obcokrajowców do odprawy, dużo polskich marynarzy.
Na zewnątrz fajna roślinność i parno. Pytamy wiele razy o Passaro Marron - tanie połączenie do metra - w końcu jest - na pasie między jezdniami, na prawo do wyjścia z Desembarque 1 (Terminal 1). Dłuuuga kolejka, ale mały czarny facet z rodziną obczaja skrót. Autobus 257 do metro Tatuape R3.80.
W metrze kupujemy przez pomyłkę bilet na pociąg, oddajemy dzięki pomocy policjanta i kupujemy na metro - linia 3 do stacji Republica R2.65.
Po wyjściu na plac kręcę się dwa razy powoli w prawo, kalibrując kompas GPS. Na pytające spojrzenie lokalesa odpowiadam:"Voodoo...", a on się uśmiecha. Do hotelu dochodzimy za pomocą dżipsa. Spoko jest: Sao Paulo Hostel, R83 za dwójkę, Barro de Campanila 94. Kąpiel i idziemy do baru, który wpadł Gabi w oko po drodze. Jemy bisteka (stek z krowy) R8 i picadinha (wołowy gulasz) R8, do tego dwa piwa litrowe Brahma R2x5. Wszystko to w barze, który się nazywa Lancheteria Mary&Lu - przy skrzyżowaniu av. Vieira de Carvalho i rua Aurora, po przekątnej do Bourbon Hotelu.
Idziemy do hotelu i śpię. Wieczorem caipirinha i jedzenie na oporze w churrascaria (grillownia) obok hotelu, R21 za osobę - kroją nas, mała brahma R5. W hotelu na dachu spotykamy londyńczyka z Aną na bilardzie, poleca nam Milhouse Hostels z Hostelling International w Buenos Aires, na ulicy Hipolita coś tam. Spanko, a wcześniej Gabi uczy się robić caipirinkę: limonki albo kiwi albo truskawki ucierasz w shakerze z ciemnym cukrem, dodajesz lodu, zalewasz cachacą, wstrząsasz trzy razy i juz :-)