Jesteśmy w Grecji w końcu. Jest późny wieczór. Szukam, wolno jadąc, jakiegoś noclegu. W końcu, w Melissopetrze, znajduję jakiś baner w ogrodzie, że są pokoje do wynajęcia. Dobijam się do drzwi, jest po 22-ej. Para dziadków, nieprzyjemna, chyba przez to, że się może wystraszyli. Chcą 35 euro. Dziękuję i żegnam się.
W końcu decydujemy, że jedziemy w stronę wąwozu Vikos. W nocy i przy zaczynającym padać deszczu parkuję emkę na polu i rozbijamy namiot, gdzieś między Kalpaki, a Monodendri, chyba koło wioski Kalyvia.
Idziemy spać, uwielbiam spać pod namiotem, a jeszcze jak pada... :)