Parkuję auto przy rynku w Alwerni (potem mi Żona powie, że pod domem kochanki :):) No chyba nie - raczej stara ta chałupka, chociaż zaniedbaną trudno ją nazwać. Ale wokół rynku alwerskiego trudno znaleźć nowy dom. I dobrze.
Najpierw trafiam na tablicę ku czci Nieznanego Żołnierza. Później kapliczka. Wokół rynku same stare domki. W ogóle rynek ciekawy, bo nie jest pusty, tylko ma park na środku.
Zachęcony plakatem "Wielki Kiermasz Wielkanocny 2009" trafiam do gospodyń alwerskich. Bardzo miłe panie i wesołe :) Pogadaliśmy sobie trochę o różnych rzeczach i pośmialiśmy się. Na przykład:
- Sprzeda mi pani tego baranka? Potrzebuję dla mojej siostrzenicy.
- Tak, sprzedam.
- A za ile?
- Siedem złotych.
- To biorę.
A w tym momencie sąsiadka przy stoliku obok mówi:
- No bo normalnie jest za sześć.
- Aha! - wykrzykuję - Normalnie za sześć tak?! Przyjechał miastowy i już dostał specjalną cenę, pięknie, pięknie...
Kurczaczka kupiłem za trzy złote :)
Potem idę do Muzeum Pożarnictwa. Piszą i mówią, że jest najstarszym tego typu muzeum w Polsce. Zdecydowanie polecam fanom czerwonych samochodów. Okazy są przednie do oglądnięcia, a jak się jest grzecznym to i podotykać można tych eksponatów. Polecam pana Stefana z remizy do tej wycieczki, jako przewodnika.
Napiszę tu też o jednej z rzeczy, których nie rozumiem w Polsce. Mamy tożsamość, mamy historię, mamy jakby nie patrzeć dobrobyt (kto chce oprotestować dobrobyt niech spojrzy na Afrykę/Azję/Amerykę Południową), a nie mamy ani woli, ani pieniędzy, ani zainteresowania samorządów, czy też polityków, żeby wyłożyć drobne na budowę większej hali dla tego muzeum. Panowie samorządowcy - to może oddajmy na złom te eksponaty, halę i płot - będzie trochę kasy w kasie...Ja wrzuciłem dobrowolnie cegiełkę do kasy, wrzućcież i wy, szczególnie, że to pieniądze ludzi z waszej okolicy. A jak już bardzo nie chcecie wrzucać, to UE wrzuci, wystarczy napisać wniosek.