Po wyjściu z Dubrovnika widzimy delfiny. Lubię te zwierzaki. Zresztą chyba wszyscy lubią. Niestety są daleko i nas chyba nie zauważają.
Wpływamy do Żuljany. Port był całkowicie pusty, jesteśmy na razie jedynym jachtem. Wieczorem przypływa inny jacht, ale staje na kotwicy daleko od nas. Przyjeżdża facet na komarku po symboliczną opłatę portową. Inkasuje parę szczurów (tak nazywamy kuny), wypisuje kwit i znika w kłębach niebieskiego dymu z dwusuwa.
Wieczorem robimy imprezę. Baaardzo udaną. Ponieważ jesteśmy sami i daleko od domów to możemy imprezować do oporu. Naprawdę fajnie się bawimy :) Muzę mamy z radio Dalmatia - od przebojów międzynarodowych do chorwackiego folku.