Rano jeszcze w Trogirze idziemy na targ. Fajny targ, warzywno-owocowy, taki jak i w Krakowie, czy Warszawie można spotkać. Ale trochę inne produkty, ceny i język. Generalnie miła wizyta, pewnie przez tę odmienność, chociaż ja nie należę do fanów zakupów. Dziewczyny kupiły zaopatrzenie. Posiedzieliśmy trochę na murku przed marketem, który jest obok targu (po drugiej stronie ulicy). Wracając Raf robi fotę autoreklamy Paschy - gość się chyba dobrze czuje, jeżdżąc autem oklejonym króliczkami :) Widzimy też faaaajną zardzewiałą kotwicę.
Płyniemy sobie w stronę Splitu. Po drodze zatoczka Ciovo, skręciliśmy tam, aby się popluskać swobodnie. Na zboczu coś się zapaliło i mieliśmy na co patrzeć.
Tuż przed wieczorem wchodzimy do Splitu. Przed główkami widać po lewej burcie ładny klif. Potem mijamy główki i widok miasta rozciąga się szeroko od lewej do prawej. Marina jest spora, ale zatłoczona.
Po zaparkowaniu wyciągamy XIII Księgę Pana Tadeusza. Obok parkują Niemcy i też coś tam piją. Bez zbędnych ceregieli jeden z nich pyta, czy ich poczęstujemy. Z uśmiechem podajemy im dużą (półlitrową) szklankę z drinkiem wódka plus pepsi. Proporcje są nieco podkręcone w stosunku do standardu, ale dokładnie takie jak w naszych szklankach, w tym w szklankach dziewczyn. Czterej Niemcy piją tego jednego drinka we czterech, uśmiechają się, po czym solennie dziękują za ofertę następnego :) Fajni.
I tak Pan Tadeusz nie przypadł do gustu nie tylko wschodnim, ale i zachodnim sąsiadom.